Leczenie psychiatryczne na NFZ w tym szpitalu polega chyba na tym, że w oczekiwaniu na porządną wizytę pacjent sam postanawia się wyleczyć z bólu istnienia.
Historia w skrócie: na wizytę łącznie czekałem 5 miesięcy, od października do lutego, bo wizyta miała być planowo w grudniu ale przełożono na luty bo coś tam lekarza dopadło. Rozumiem, ale kolejne miesiące czekania raczej nie służą zdrowiu pacjenta. Nie wiem, może powinno się zaproponować wizytę u kogoś innego w bliższym terminie?
Ale ok. W lutym przychodzę punktualnie a pod gabinetem psychiatry kilkunastu ludzi. Pacjenci pozapisywani chyba na te same godziny, zresztą z jednym z nich miałem mały ubaw, że moze razem sobie wejdziemy skoro mamy wizytę w tym samym czasie. Do tego godziny nie wiadomo o czym świadczą, bo decyduje odwieczne prawo NFZ- czyli wejdziesz po pani, która dłużej okupuje poczekalnię, nawet jeśli planowaną wizytę ma 3h po twojej.
Czekam więc w tej grupie poirytowany sytuacją. Wizyty po 10 minut początkowo wlały w serce nadzieję, że szybko pójdzie. Po chwili uzmysłowiły smutną prawdę o leczeniu na NFZ: po 5 miesiącach czekania mamy dla ciebie człowieku 10 minut. Zdejmiesz kurtkę, przedstawisz się, wpiszemy w komputerze parę formalności, a przez pozostałe 4 minuty (z pomocą chyba fusów po kawie wypitej przez zmęczonego kieratem lekarza) spróbujemy cię zdiagnozować i zapisać odpowiednie piguły.
Tak, wiem, nie każda wizyta to skomplikowana diagnostyka, ale jak zobaczyłem jak to wygląda i porównałem z leczeniem prywatnym, gdzie ostatnio spędziłem na wizycie ponad godzinę (w ludzkich warunkach), zrozumiałem, że wizyta na którą czekam w tym tłumie jest jedynie stratą czasu.
Bo proszę - nie udawajmy, że tak zwany lekarz jest w stanie zrobić swoją robotę porządnie w takim czasie czując na plecach oddech napierających na drzwi kolejnych petentów. Może w czasach PRL ludzie wierzyli w tego typu "leczenie", ale jednak trochę się od tego czasu zmieniło.
Proszę wybaczyć ale w mojej opinii załatwianie pacjentów taśmowo mocno ujmuje wiarygodności Państwa leczenia oraz sensowności sięgnięcia przeze mnie po wylosowane w pośpiechu piguły.
Jestem ciekaw jak lekarz spotykając np. zmęczonego życiem 50 letniego faceta wypełnionego bólem, smutkiem, rozczarowaniami, obawami i skomplikowaną historią o której trudno mu w ogóle mówić jest w stanie zapewnić mu uczciwą i prawidłową pomoc w 10 minut raz na 5 miesięcy.
Z wizyty ostatecznie zrezygnowałem, bo może i mam swoje zaburzenia, ale jeszcze pozostała we mnie resztka szacunku do samego siebie.
PS. Moja opinia dotyczy wyłącznie psychiatrii na NFZ, do pozostałej działalności szpitala nie mam żadnych zastrzeżeń. Oddział dzienny, terapia grupowa, i nowe centrum zdrowia psychicznego wykonują swoją robotę porządnie i z szacunkiem do człowieka.
PS2. Moja opinia nie miała na celu nawrzucania komuś personalnie - winę w tym jak to wygląda upatruję raczej w systemie z minionej epoki, który w niektórych obszarach daje o sobie nadal znać.
pokaż więcej...