Nasza przygoda z tą szkołą zakończyła się po pół roku, po którym zabraliśmy stamtąd dziecko.
Córka trafiła na nauczycielkę ewidentnie wyznającą szkołę pruską. Inaczej nie da się tego nazwać. Dziecko ma problem? Przyzwyczai się. Nie umie się odnaleźć? Pokrzyczymy, złamiemy, to się dostosuje.
A sam kontakt z nauczycielem to materiał na oddzielną historię...
Na przykład: dostałam wiadomość, córka nie zna podstawowych liter, dwója na klasówce (w listopadzie, klasa 1, kartkówka z ocenami, zgadza się) i tragedia. Po obejrzeniu kartkówki spytałam Panią, czy upewniła się, że dziecko rozumie polecenie, bo pytania nie brzmią jak dedykowane dla pierwszej klasy ("na podanym schemacie głoskowym zaznacz..."). Pani spojrzała na mnie jakbym żądała niemożliwego i widać było, że jej to nawet do głowy nie przyszło.
Żadne rozmowy i tłumaczenia nie przynosiły skutku - Pani wychowawczyni udawała, że rozumie problemy córki, po czym następnego dnia krzyczała dokładnie za to samo, o czym rozmawialiśmy dzień wcześniej.
Na pytanie, czy szkoła może nam pomóc, gdyż podejrzewamy u córki ZA, Pani wychowawczyni powiedziała, cytuję "A po co jej przypinać łatkę?". XXI wiek, osoba teoretycznie z wykształceniem pedagogicznym...
Łatkę jednak przypieliśmy, a w nowej szkole usłyszeliśmy "ale to nie da się nie zauważyć, że ona ma ZA". Jak widać się dało...
W samej szkole jest dużo przemocy, dzieci się leją, nauczycieli to przerasta. Gdzieś pod koniec semestru historia o chłopcu który przystawił drugiemu nóż do szyi na stołówce, no to już było za dużo, zabraliśmy papiery i do dziś gdy spotykamy rodziców z tamtej klasy dostajemy informacje, że była to dobra decyzja, a w szkole nic się nie zmieniło.
Córka po pobycie w placówce trafiła do psycholożki, która wcale nie była zdziwiona, że jesteśmy akurat po tej szkole. Dużo dzieci z tej szkoły do niej trafia i to jest po prostu moloch, którego nikt nie ogarnia, nie tylko w przypadku klasy mojej córki, takie podejście jak wyżej opisane cechuje - wg słów psychologa - wielu nauczycieli w tej szkole.
Do dzisiaj musimy prostować poczucie wartości dziecka, rozmowy o tym co jej przekazano przez pierwsze pół roku edukacji są naprawdę trudne.
Ja wiem, że na Goclawiu brakuje szkół, my też trafiliśmy tam z rejonu, ale jeśli ktoś się zastanawia i ma możliwość wozić dziecko gdzieś dalej - polecam tę opcję. W razie problemów nic nie zmienicie (wiem, że nie byliśmy jedynymi którzy mieli problemy, zostały one nawet zgłoszone wyżej, specjalne zebranie rodziców itp. ale dyrekcja zrobiła wielkie nic, sytuacja jest dokładnie taka sama jak była). To będzie walenie głową w mur i polska edukacja w swojej najgorszej odsłonie. Szkoda dziecka.
P.s. Razem z córką odeszła z klasy jeszcze jedna dziewczynka, kilkoro rodziców również rozważało tę opcję, ale nie wiem jak potoczyły się ich historie.
pokaż więcej...