Dramat! Nikt się tu nie liczy ze studentem, łącznie z rektorem na czele. Panuje ogólne zamieszanie, a krzywdzące traktowanie to norma. Studenci planują przeniesienia, to chyba o czymś świadczy. Personel zapomniał, że dzięki studentom ma pracę. Szkoda że nie ma minusowych gwiazdek.
Ja jestem pacjentem obecnych i przyszłych absolwentów tej uczelni. Zdecydowana większość absolwentów idzie tam niestety ze względu na karierę i zarobki. Ja jako pacjent muszę chodzić I szukać dobrego lekarza lub specjalisty. A mógłbym iść do pierwszego lepszego, przecież uczycie się tego samego, zdajecie te same egzaminy. A jednak potem wychodzi, że większość osób, która ten egzamin zdaje nie nadaje się do zawodu. A pozwolenie ma.
Najgorszy uniwersytet na jakim studiowałam. Istny cyrk - absurd goni absurd w administracji, wszechobecne chamstwo i rażący brak szacunku do studenta są nie do zniesienia, a poziom nauki jest żenująco niski. Skończyłam Pielęgniarstwo i jak sobie przypomnę te trzy lata mordęgi tutaj, to aż mam objawy PTSD. Na palcach jednej ręki mogę policzyć pielęgniarki-nauczycielki, które miały jakiekolwiek pojęcie praktyczne o zawodzie i naprawdę próbowały coś przekazać. Jeżeli nie będziecie chodzić na praktyki w dobre miejsca, to po studiach na Wydziale Nauk o Zdrowiu nic nie będzie umieć, nic. Tutaj liczy się przede wszystkim, żeby przyszła pielęgniarka umiała ścielić łóżko i zmienić pampersa oraz żeby miała białą bieliznę pod białym mundurkiem xDDD. Niczego Was tu nie nauczą. Z resztą, kto ma Was uczyć, jak chyba większość tych pań pielęgniarek z tytułami magistrów i doktorów to teoretyczki, które na oddziale szpitalnym pracowały krótko, albo nawet wcale. Powtarzam, niczego Was tu nie nauczą, a jeszcze stresu przysporzą co nie miara - słyszeliście o aferze mobbingowej na Sumie? Tak, to wszystko prawda. Nie polecam tu studiować, jeżeli macie inny wybór.
Absurd goni tu absurd, a odkąd zaczęła się pandemia - ze zdwojoną siłą. Jestem na 6. roku i większość zajęć polega na wysłuchiwaniu seminariów w szpitalu w 23-25 osób w salach przystosowanych do pomieszczenia 12. Zapomniano o możliwości organizacji zajęć teoretycznych online, co jako tako jeszcze w zeszłym roku działało. W sumie może nie tyle zapomniano, co po prostu nie wykupiono w tym roku dostępu do platformy elearningowej, więc materiały, które prowadzący tam przesyłali i podobno czasem wciąż udostępniają, nie są dostępne dla studentów. Jeśli dochodzi do zajęć praktycznych, często jest 6-8 studentów na asystenta (i pacjenta), zwykle brak jakiejkolwiek rotacji w grupach, więc jednocześnie cała grupa (a zwykle kilka) jest na oddziale. Szatnie dla setek studentów mają max po 20m2 i to jest standard we wszystkich szpitalach, w których mieliśmy do tej pory zajęcia. Hałdy ubrań na ziemi, kradzieże i zdecydowanie brak jakichkolwiek odstępów między studentami. Dodatkowo żeby dostać na zajęcia w większych ośrodkach na Ligocie, trzeba zwykle okrążyć budynek i wejść od zaplecza, żeby spotkać się i tak w szatni o ww. standardach.
Sesja stacjonarna zorganizowana jest w tym roku w wyjątkowo nieprzemyślany i chaotyczny sposób. Mimo że mamy pandemię, były standardowe sytuacje, w których w korytarzu gromadziło się nawet 400 osób. Na jednym z egzaminów sprawdzanie listy na egzaminach miało zapewnić reżim sanitarny, ale polegało na przekazywaniu sobie jednej listy przez ok. 200 osób zgromadzonych na auli (co swoją drogą zajęło ok. godziny), tak, żeby na pewno każdy miał ją w rękach. Na innym egzaminie kazano nam założyć rękawiczki (swoje własne, oczywiście) na moment wejścia do budynku, by na sali egzaminacyjnej je ściągnąć, ponieważ tablety nie reagują na lateks. Można się było zresztą zorientować po odciskach palców na ekranie.
Niedotrzymywanie terminów publikacji wyników jest na porządku dziennym i miało miejsce w przypadku kilku egzaminów. W dobie pandemii nadal zdarza się, że wyniki są wywieszane na katedrze, więc żeby je poznać, trzeba pojechać na odpowiedni oddział.