Sytuacja 27 lipca w europie centralnej w Gliwicach, godzina około 18. Wiedziałam, że będzie stanowisko z WWF, a że byłam zainteresowana wolontariatem stwierdziłam, że się wybiorę dowiedzieć czegoś więcej niż na stronie. Podchodzę, stało trzech młodych Panów. Jeden z nich zagaduje od razu standardowym tekstem 'Czy lubisz kotki?', ja odpowiadam, że już mam jednego 'zaadoptowanego' w WWF i że chciałabym dowiedzieć się czegoś na temat wolontariatu. Na co Pan bardzo się zdziwił i odpowiedział mi, że oni są z firmy marketingowej i dostają za to normalnie pieniądze. Ja dopytuję, ale że może coś wiedzą na temat wolontariatu. Dowiedziałam się, że mogę się zatrudnić na pełnowymiarowy etat i że po co wolontariat, oni nic na ten temat nie wiedzą, muszę sobie sprawdzić na stronie organizacji. Po odpowiedzi, że mam już pracę i jestem zainteresowana wolontariatem, zostałam zapytana gdzie pracuję. Po udzieleniu odpowiedzi usłyszałam "To chyba na hajs nie narzekasz, nie?" Zatkało mnie... już nie wiedziałam co odpowiedzieć. Rozumiem, że każdy musi z jakiegoś źródła czerpać pieniądze, ale takich odpowiedzi się nie spodziewałam.... Teraz czuję, że moje pieniądze przelewane co miesiąc na organizację nie idą wcale na 'kotki' w żadnym stopniu, a tylko i wyłącznie na wypłaty właśnie takich Panów... Cała sytuacja pozostawiła u mnie niesmak i niestety rezygnację z chęci wolontariatu w WWF....